Discussion:
racjonlne szkolnictwo
(Wiadomość utworzona zbyt dawno temu. Odpowiedź niemożliwa.)
Jax
2009-01-11 16:23:44 UTC
Permalink
W 1563 r. ustalono, że tradycja Kościoła jest ważniejszym źródłem objawienia
od Słowa Bożego. Podobno dla lekarzy ważniejsze jest leczenie niż
wyleczenie. To samo widzę w edukacji, tradycja nauczania stała się
ważniejsza do samego kształcenia. W szkolnictwie tak jak w religii
katolickiej narosło tak wiele fantastycznych rytuałów i mutacji, że
wymagane jest zbudowanie koncepcji kształcenia od podstaw.

Poniżej przedstawiono:
1.Racjonalne funkcje szkoły w sytuacji istnienia tanich komputerów
pracujących w taniej sieci globalnej.
2.Racjonalną szkołę podstawową.
3.Racjonalną szkołę ponadpodstawową "Meta-Szkołę".
4.Wspomnienia dotyczące edukacji z mojego poprzedniego życia w zaawansowanej
moralnie i technicznie cywilizacji dobra (totaliztycznej).

Wg Mnie szkoły powinny pełnić funkcję doradczą, treningową i egzaminatorską.

1.Funkcja doradcza – pomaganie w rozwiązywaniu napotykanych problemów i
uświadamianie problematyki możliwych do wyboru obszarów problemowych (z
czym faktycznie określony zawód się wiąże).
Czynniki przeciwne: milczenie tak jakby tych spraw nie było. A zamiast tego
wymyśla się: „edukacje seksualne”, gadki o „narkotykach” i innych
zboczeniach. Anonimowi, edukacyjni decydenci krążą w kółko jakby nie mieli
pojęcia o co na prawdę chodzi. W szkole podstawowej chodzi o
zaprezentowanie dzieciom faktów wynikających z istnienia praw moralnych,
razem z konsekwencjami ich przestrzegania i łamania. A następnie chodzi o
to by pomóc dzieciom określić wymagania względem siebie (określić
indywidualnie i świadomie zakres odpowiedzialności) – to przeciwieństwo
promowanego i utrwalanego przez system edukacji wypełniania jedynie wymagań
zewnętrznych. Określenie wymagań wobec siebie jest jak najbardziej zdrowe,
bo tak naprawdę doświadczenie w świecie fizycznym ma na celu wypracowanie
nawyku stawiania wymagań względem siebie i wypełnianie tych wymagań
(standardów działania/postępowania) bez względu na doznawane uczucia (które
jednak należy przeżywać jak najpełniej). Bo w końcu to jest inteligencja -
uczucia jak najpełniejsze, a działania jak najracjonalniejsze. Należy
nauczyć rozróżniać uczucia od czynników obiektywnych/rzeczywistych.

2.Funkcja treningowa – organizacja sprawnej prototypowni rozwiązań
koniecznej do dobrego opanowania umiejętności wybranego zawodu (raczej na
pewno we współpracy z wybranymi przedsiębiorstwami). Elementy tego
podejścia są na politechnikach (tandem wykład-laboratorium), ale i tak tam
jest religijne przywiązanie do niepotrzebnych już dziś wykładów -
oczywistym jest, że dziś wystarczą dobre materiały elektroniczne (zaczątek
tej koncepcji: http://wazniak.mimuw.edu.pl/index.php) oraz, w razie
konieczności, wsparcie w postaci indywidualnych konsultacji edukacyjnych.
Nie muszą to być jakieś kosmiczne rozwiązania, bo przy obecnych cenach i
mocach komputerów domowych jasnym jest, że praktycznie wszystkie projekty i
część testów nowych urządzeń można wykonywać w domu, a do prototypowni
przynosić dobrze przygotowane projekty. Czynniki przeciwne: rzekomy brak
pieniędzy, ale tak naprawdę, to brak pomysłu i chęci, skostnienie
umysłowe/systemowe państwa (religijne podejście do obecnych rozwiązań
zamiast racjonalnego unowocześniania) i wielce prawdopodobne uwikłanie
decydentów w szemrane konszachty.

3.Funkcja egzaminatorska – dokumentowanie indywidualnych postępów na drodze
do uzyskania zakładanego poziomu umiejętności i wiedzy (praktycznie nie
widzę problemu by ktoś w jednym ciągu uczył się od skończenia podstawówki
do poziomu umiejętności z technicznych studiów wyższych). Jednak zakres
wiedzy jaką ktoś chce uzyskać był by określany przez samego
zainteresowanego, nie zaś odgórnie jak obecnie – każdy by decydował sam w
jakim kierunku i w jakim stopniu chce się kształcić – szkoła dostarczałaby
jedynie infrastruktury i certyfikowała by faktyczne umiejętności. Każdy bez
wstydu i bez zbędnych kosztów mógłby wrócić do szkoły by odnowić czy
rozszerzyć zakres certyfikowanej wiedzy w wybranym kierunku. Po to by
zapewnić możliwie największy obiektywizm ocen, każda etapowa ocena powinna
być wystawiana bez pojęcia kto jest oceniany (w żadnym razie oceniający nie
powinien być nauczycielem/mistrzem/liderem ocenianego). Oceny za teorię
powinny być procentowe od 0% do 150% (100% to standard + 50% jako margines
indywidualnych preferencji i dokumentacja wybitnych osiągnięć) z progiem
zaliczenia min 50% - żadnych idiotyzmów w stylu zaliczeń na 30% lub
mglistych i mataczących ocen 1, 2, 3, 4, 5, 6 lub 2, 3, 3.5, 4, 4.5, 5,
5.5, bo w ogóle nie wiadomo o co w nich chodzi. Natomiast za umiejętności
powinny być przyznawane punkty. Pobieżna analiza wskazuje na trzy składowe
punktacji umiejętności: 1) punkty projektowe za ilość zastosowanych
koncepcji (algorytmów, szablonów i zasad projektowych), 2) punkty
funkcjonalne za konkretne funkcje realizowane przez system, 3) punkty karne
(ujemne) za braki w interfejsie użytkownika.

Jedynym religijnym przykazaniem w edukacji powinno być: „Nauczaj jedynie to
co zostało formalnie dowiedzione” (w wyniku obiektywnych wyników
eksperymentów lub w oparciu o wcześniej udowodnione teorie). Należy
wyraźnie oddzielić edukację od nauki. Bo prawdziwa edukacja to prezentacja
tego co już zostało formalnie dowiedzione (jak w matematyce), a prawdziwa
nauka to szukanie formalnych dowodów tworzonych teorii. Oczywiście obecnie
mamy kompletny śmietnik zarówno w naszej (pseudo)edukacji jak i w naszej
(pseudo)nauce – bo rozróżnienie rzeczy dowiedzionych od fantastycznych
kłopocze jedynie matematyków. Aby przywrócić do zdrowia edukację należy ją
oczyścić z całej urojonej i niejednoznacznej błogości, bo jest ona bardzo
szkodliwa jako, że wpaja na poziomie podprogowym przeświadczenie o braku
możliwości obiektywnej oceny postępowania – co jest bzdurą i promowaniem
pasożytnictwa. Powyższe w praktyce oznacza, że z tzw. historii pozostały by
jedynie daty i charakter wydarzeń, bo nie ma co się kłopotać próbami
dochodzenia tego co się działo w główkach tych co już nie żyją, bo to
bezsensowne rojenia (z których nic pozytywnego nie wynika). Takie coś jak
język polski ograniczono by do rzetelnej wiedzy o tym jak poprawnie,
konkretnie i zwięźle pisać oraz jak prawidłowo formatować proste dokumenty.
Natomiast lektura i przemyśliwanie beletrystyki było by ew rozrywką w
czasie wolnym (mogły by być jakieś młodzieżowe kluby literackie, ale nie
pseudoformalne egzaminowanie z tych bzdur). Nie muszę chyba dodawać, że coś
takiego jak religia w szkołach w ogóle nie powinna istnieć, bo raz: że to
abstrakcyjne bzdety, dwa: że zmutowane, pokręcone i nieprawdziwe, trzy: że
nauka już ustaliła podstawowe prawa moralne i konsekwencje ich działania,
cztery: nawet istnienie Boga zostało udowodnione (totalizm wywiedziony z
Konceptu Dipolarnej Grawitacji). Humanistyczne wydziały uniwersyteckie
(zarządzanie, politologia, socjologia, psychologia, historia, filozofia,
muzyka, profesjonalna plastyka, profesjonalna gimnastyka i inne bzdety)
powinny zostać całkowicie odstrzelone od pieniędzy przeznaczanych na
edukację. Te humanistyczne/urojone "dziedziny" powinny funkcjonować
wyłącznie w sposób amatorsko-indywidualny bo taki jest faktyczny charakter
tych dziedzin z których faktycznie nic nie wynika (nawet reformy syfiastej
ortografii polskiej nie są w stanie zaproponować, a co dopiero ją
przeprowadzić).

Moim zdaniem obowiązkowa szkoła podstawowa powinna obejmować wiek od
skończonych 6 do skończonych 12 lat (6 lat). Jedynie szkoła podstawowa
powinna mieć charakter ogólny i grupowy. W szkole podstawowej stawiano by
głównie oceny procentowe, gdyż miałaby ona charakter teoretyczny. Szkoła
podstawowa powinna być aktywna (wręcz opresyjna), wyraziście uświadamiać
konsekwencje, i (w kooperacji z rodzicami) wymuszać na uczniu udział w
zajęciach i realizowanie materiału. Jednak szkoła powinna być
optymalizowana dla zmotywowanych uczniów, czyli zasada szybkiej ścieżki dla
najlepszych (zamiast obecnego równania w dół). Szkolnictwo podstawowe
powinno być zorientowane na:

1.uświadomienie istnienia praw moralnych i konsekwencji ich łamania
(reprezentacja filozofii totalizmu i jego przeciwieństwa: pasożytnictwa) –
ale z ograniczeniem reprezentacji tylko tego co udało się ustalić ponad
wszelką wątpliwość (rzeczy dowiedzione). Konicznym było by informowanie
rodziców o aktualnie przekazywanych informacjach o prawach moralnych. Tak
by rodzice brali udział w procesie kształcenia swych dzieci i by rodzice
nadawali temu procesowi praktyczny wymiar (głównie przez zwracanie uwagi na
konkretne przykłady łamania praw moralnych).

2.wszechstronne przetestowanie uzdolnień i ich dobre uświadomienie

3.nauka skutecznych metod postępowania, sposobów rozwiązywania problemów i
planowania działań (w tym uczenie sztuki rozwiązywanie napotykanych
problemów życiowych osobistych i rodzinnych) - tego wcale się nie uczy w
szkołach jakby te sprawy w ogóle nie istniały

4.uczenie sztuki świadomego wyboru dziedzin problemowych w których chce się
w przyszłości działać (zawodu, modelu życia i celów rozwoju osobistego) –
czyli pomoc w ustaleniu indywidualnego zakresu odpowiedzialności (co
decyduje się robić) i priorytetów (jak wiele czasu decyduje się inwestować
w określone dziedziny)

5.nauka rozpoznawania i pojmowania treści abstrakcyjnych. Wraz z
uświadomieniem konieczności samodzielnego przeczytania określonej liczby
bajek/powieści, by poznać słownictwo i konstrukcje językowe. Z prezentacją
listy bajek/powieści o bogatym słownictwie (prezentacja tylko tytułów i
tego czego należy się spodziewać po lekturze, nie było by to wcale czytanie
grupowe).

6.naukę: pisania (kaligrafia, gramatyka, skład małych tekstów). Kaligrafia
tylko z tego powodu, że na razie raczej nieodzowne jest używanie papieru na
Ziemi.

7.naukę podstaw: matematyki, fizyki i informatyki - z ciągłym prezentowaniem
zastosowań prezentowanych treści i z naciskiem na wizualną prezentację
zjawisk

8.wiedzy jak dbać o swoje ciało (higiena osobista, wartościowe odżywianie,
prawidłowa gimnastyka)

9.naukę o sposobach zdobywania informacji i samodzielnej nauki (podstawowa
znajomość obsługi komputera i korzystania z sieci globalnej)

10.wiedzy o sposobach samodzielnego rozwoju umysłowego (pamięci,
inteligencji, wyobraźni, uczuciowości i redukcji błędów) - tego też w ogóle
niema w szkolnictwie (najprawdopodobniej z tego powodu, że wielcy teoretycy
edukacji i nauki nie zaprzątają sobie główek tak kluczowymi/zasadniczymi
sprawami)

11.prezentacji wiedzy o głównych wydarzeniach historycznych z dziejów narodu
i cywilizacji (wystarczy podać od 100 do 200 wydarzeń z dziejów świata i
tyle samo wydarzeń z dziejów narodu - czyli 2 lata po 2 godziny tygodniowo)

12.prezentacji zasad bezpiecznego postępowania w życiu codziennym

13.naukę czytania map


Od 12 roku życia powinna być szkoła ponadpodstawowa a właściwie nie szkoła
tylko META-SZKOŁA w której była by nauka indywidualne ustalonego ZAWODU
TECHNICZNEGO umożliwiającego BUDOWANIE DZIAŁAJĄCYCH ROZWIĄZAŃ w
indywidualnie określonym zawodzie, specjalizacji i zakresie (standardowo
ok. 6 lat nauki i treningu z możliwością kontynuacji nauki podczas pracy
zawodowej). Zwiększanie wiedzy teoretycznej wynikało by tylko z braku
możliwości rozwiązywania konkretnych problemów prostszymi metodami (żadnej
wiedzy na zapas). W szkole ponadpodstawowej stawiano by przede wszystkim
oceny punktowe (ilość punktów projektowych, funkcjonalnych i ujemnych
punktów karnych (za oczywiste braki)), gdyż ta szkoła miała by charakter
głównie praktyczny. Tylko nauka zawodu technicznego była by darmowa i
zorganizowana. Dziedziny wymagające wkucia opasłych tomów definicji (np.:
biologii, chemii, fizyki, matematyki) były by dostępne dopiero po wykazaniu
się zdolnością do robienia na określonym poziomie rzeczy działających.
Natomiast dziedziny o charakterze "wróżenia z fusów" (np.: zarządzania,
ekonomii, socjologii, psychologii, pedagogiki, medycyny) były by dostępne w
formie materiałów do poczytania, bo niby jak je testować i oceniać. Tak
więc w nauce dążono by podstawą nauczanych treści był by obiektywizm i
prawda wynikająca z formalnych dowodów, i zwalczanie statystycznego
zabobonu. Na etapie przejściowym niestety trzeba będzie również bazować na
takim statystycznym zabobonie, bo zwyczajnie nasza nauka jest zbyt mikra.
Dlaczego tak ważna jest nauka tworzenia działających rozwiązań (zamiast
statycznych)? Po pierwsze: rozwiązania statyczne to w najlepszym razie
sztuka. Po drugie: umiejętność tworzenia nowych rozwiązań jest szansą na
uczestniczenie w budowaniu cywilizacji. Po trzecie: są dwa sposoby
dowodzenia słuszności postępowania: dowód formalny i obiektywny fakt
osiągnięcia celu. Dowodzenie formalne kompleksowych problemów jest poza
zasięgiem ziemskiej nauki (przykładowo przy wytwarzaniu nowego programu
komputerowego, leczeniu chorób) bardzo często jest to sztukowane
nowoczesnym zabobonem czyli statystyką. Dlatego przy dowodzeniu poprawności
przyjętych metod konieczne jest oparcie się na rzeczywistości - czyli
trzeba nauczać takich rzeczy co do których można stwierdzić, że działają,
albo nie działają (z obowiązkowym STWIERDZENIEM KIEDY DZIAŁA A KIEDY NIE
DZIAŁA). Przykłady umiejętności jakie powinny być do opanowania w szkołach
ponadpodstawowych: programowanie (baz danych, gier, systemów operacyjnych,
multimediów, itd.), elektronika (RTV, komputery, telekomunikacja,
sterowniki mikroprocesorowe, itd.), mechanika (silniki, energetyka,
samochody, samoloty), hydraulika. Przykłady dziedzin jakie zupełnie się nie
nadają do nauczania: literatura/polonistyka (bo sztuka), ekonomia (wróżenie
z fusów), socjologia (statystyczny zabobon przydatny tylko do ujawniania
rażących braków rynkowych/społecznych), psychologia (bez komentarza),
medycyna (zabobon), historia (poza datami to czyste rojenia), politologia
(co to niby jest), zarządzanie (powinien być dostępny dla leni jako teksty
do poczytania, bo to same banały które są oczywiste dla każdego kto
próbował zrobić coś działającego), marketning (raczej nie jest to
działające rozwiązanie tylko z założenia ogłupiające). Szkoła
ponadpodstawowa nie miała by charakteru dzisiejszych techników technicznych
(co idiotyczne w Polsce są technika nie techniczne np. ekonomiczne,
gastronomiczne, chemiczne) – bo w technikum odbywało się głównie ględzenie,
bez wzmianki o metodach projektowych, a laboratoria były nieoptymalne,
traktowane po macoszemu i zabiedzone (o urągających „warsztatach” to już
nawet nie wspomnę). W tej szkole uczono by tylko konkretnych umiejętności
zawodowych (wcale nie oznacza to, że byłyby one proste, przykładowo
projektowanie mogło by wymagać znacznej wiedzy matematycznej i fizycznej).
Było by to zerwanie z nudnym i demoralizującym ględzeniem o "ogólniejszych
sprawach" na temat aspektów danych zawodów - kontekst życiowy ma wynikać z
praktyki! Ma to pozwolić na samodzielne budowanie wniosków ogólniejszych
wynikających z praktyki i własnego doświadczenia - jest to przeciwieństwo
obecnej łopatologii wciskania do głów samych kontekstów (subiektywnych) i
dopiero później u co bardziej rozgarniętych następuje weryfikowanie tych
wymysłów przez praktykę (jednak są Mi znane przypadki trwałego
bezkrytycyzmu wykształtowanego przez szkolną propagandę, nie wspominając
już o propagandzie kościelnej).

Szkoła ponadpodstawowa dostarczała by:

a)precyzyjny plan/ścieżkę umiejętności koniecznych do uzyskania określonej
specjalizacji - to było by sednem koncepcji META-SZKOŁY. Polega to na
podania listy kolejnych tematów do samodzielnego opanowania i
rozpracowania. Do każdego tematu była by lista możliwie praktycznych zadań
projektowych i wystarczyło by rozwiązać jedno z nich by sobie przećwiczyć
dane zagadnienie. Oczywiście były by też przykładowe rozwiązania projektów
(czego obecnie zupełnie brak na uczelniach (nic nie wspominając o
szkołach)).

b)materiały teoretyczne – udostępniane wszystkim w globalnej sieci. W sumie
to już odrębny problem który jakby nie dotyczy samej Meta-Szkoły, tylko
wytwarzania wysokiej jakości materiałów edukacyjnych. Te materiały powinny
być robione przez praktyków, tak by odzwierciedlały jakąś rzeczywistość
(zamiast rojeń wielkich teoretyków z wierz z kości słoniowej). Narodowy
program tworzenia i udostępniania wysokiej jakości i prostych materiałów
edukacyjnych jest absolutnie konieczny w sytuacji istnienia tanich
komputerów i taniej sieci globalnej (Internetu). Nie wiem czemu coś tak
oczywistego przychodzi z wielkim trudem i bólem. Czy tak ciasne umysły mają
polscy decydenci i naukowcy??? Przecież tworzenie i udostępnianie darmowych
materiałów edukacyjnych to najbardziej oczywisty sposób na manifestację i
wzmocnienie polskiej kultury (ciekawe jak obecnie wzmacnia się tą polską
kulturę???). Może Mi nie uwierzycie, ale na politechnice się usłyszałem
kiedyś taki tekst doktora inżyniera: "Po co mam publikować w języku
polskim, skoro po angielsku więcej ludzi przeczyta?" - tym nie mniej i bez
tego miałem go za idiotę. Pomimo tej ciasnoty umysłowej pojawiła
się "pierwsza jaskółka" http://wazniak.mimuw.edu.pl. Choć nie jest to
realizacja pomysłu Meta-Szkła, bo autorzy jak zaklinacze twierdzą, że
konieczny jest nauczyciel by się czegoś nauczyć. Drugim minusem jest to, że
ten serwis wazniak jest poświęcony jedynie informatyce i chyba w jakimś
stopniu matematyce.

c)programów komputerowych do projektowania nowych rozwiązań i (o ile to
możliwe) do testowania ich. Chyba wszystkie umiejętności były by ćwiczone
wirtualnie bo projektowanie komputerowe to oczywisty skok techniczny w
porównaniu do ery papierów (której z resztą nikt nie negował wymysłami w
stylu "papierowych matrixów").
[spotkałem się z opinią, że intensywne kożystanie z komputera to może być
uzależnienie, ale to normaly krok w rozwoju. Wystarczy wziąć pod uwagę, że
ani chodzenie, ani mowa, ani używanie narzędzi i papieru nie jest w
najmniejszym stopniu naturalne a mimo tego nikt ich nie neguje. Więc może
by tak skończyć z idiotycznym matrixowaniem się? Które jest zapewne tylko
maskowaniem lenistwa i unikaniem dalszego rozwoju swoich umiejętności w
posługiwaniu się sprzętem codziennego żytku (w tym komputerem).]

d)konsultantów/opiekunów/liderów do indywidualnych konsultacji edukacyjnych
(raczej logicznym jest, że profesjonalni nauczyciele są gorsi niż aktywni
zawodowcy z zakładów pracy)

e)prototypowni – to było by główne zadanie szkoły i powinien być nacisk na
zapewnienie jej wysokiej jakości (oczywistym jest, że by minimalizować
ilość porażek projekty prototypów powinny być jakoś weryfikowane przez
liderów/nauczycieli)

f)usług certyfikujących konkretne pakiety umiejętności zawodowych (złota
zasada: minimum zależności między pakietami umiejętności zawodowych, tak by
nie było zbędnych barier przy opanowywaniu nowego zawodu - oczywiście dziś
zmiana zawodu to katastrofa i nikt nie chce słyszeć o początkującej nie
młodzieży). Oprócz ocen procentowych za stopień opanowania teorii były by
oceny punktowe za umiejętności. Umiejętności były by sprawdzane przez
realizację projektów kontrolnych (coś jak obecne prace dyplomowe, ale nie
całkiem - dlatego opiszę tę sprawę). Temat i zakres tych prac byłby
określany przez dyplomanta (tak jak w technikum), nauczyciel/opiekun
pełniłby rolę doradczą/weryfikującą. Zastrzeżenia nauczyciela można by
uwzględniać i wnosić poprawki. Uczeń realizując pracę kontrolną prowadził
by rejestr użytych technologii i zrealizowanych funkcjonalności, po to by
wykazać oceniającemu fakty jakie zaszły w czasie realizacji tej pracy. Po
przygotowaniu ostatecznej wersji (bez żadnej presji czasowej) była by ona
przedstawiana niezależnemu/zewnętrznemu inspektorowi (absolutnie nie może
on być współpracownikiem nauczyciela/opiekuna). Defektów wykazanych przez
inspektora nie można by usuwać z projektu by dostać lepszą ocenę. Rola
inspektora to w zasadzie tylko sprawdzenie czy rzeczywiście osiągnięto
punkty projektowe i funkcjonalne oraz przydzielenie adekwatnych wag (śliski
temat) - konieczna była by asysta ucznia w prezentacji kolejnych aspektów
pracy/projektu i przy jego testowaniu. Może to trwać całymi godzinami, a
nawet kilka dni (wszystko zależy od rozmiaru zrealizowanego projektu). Więc
nie było by tutaj znudzonej komisji ale ekspert który musi się znać na tym
co ocenia (co idiotyczne w technikum moją pracę dyplomową oceniali ludzie
co nie mieli pojęcia jak została wykonana, z resztą podobnie jak mój
opiekun pracy dyplomowej). Oczywiście wynik inspekcji uczeń mógłby
zakwestionować, wtedy procedura oceny by się powtórzyła, ale z zupełnie
innym inspektorem.

Ocena pracy kontrolnej ucznia składała by się z 3 elementów:

1.ilość użytych rozwiązań projektowych (ile różnych technologi i koncepcji
użyto)

2.ilość punktów funkcjonalnych (funkcji realizowanych przez system)

3.ilość karnych punktów za braki ergonomii (karanie za oczywiste
uchybienia) - brak punktów za fantastyczne lub fatalne wzornictwo/estetykę
(chodzi o to by ocena była obiektywna a nie emocjonalna).

Z uwagi na to, że koncepcje projektowe, realizowane funkcje i braki w
ergonomii nie są sobie równe trzeba by określać indywidualnie ilość punktów
za każdą z nich (śliski temat). Praktycznie chyba najlepiej byłoby gdyby
uczeń wymieniał w dokumentacji wszystkie punkty projektowe i funkcjonalne i
proponował wagi dla każdego z nich (uzgodnione z nauczycielem/opiekunem), a
inspektor przedyskutowywał by każdy punkt z uczniem i wystawiał końcową
punktację - możliwość przedstawienia szczegółowej argumentacji przez ucznia
jest jak najbardziej na miejscu, bo ta inspekcja to forma sądu (współczesna
obrona pracy dyplomowej nawet bardziej go przypomina).
Problem wag dla poszczególnych punktów projektowych i funkcjonalnych jest
dobrym argumentem by standardowo każda praca kontrolna była niezależnie
oceniana przez 2 a w razie rozbieżności przez 3 kolejnych inspektorów. Gdyż
uważam, że rzetelna ocena opanowanych umiejętności jest absolutnie
konieczna.

Ta szkoła ponadpodstawowa (Meta-Szkoła) powinna być w założeniu pasywna –
działać wyłącznie na żądanie ucznia – w ogóle nie powinna niczego na nim
wymuszać (ani realizowania materiału, ani obecności, ani stroju, ani
filozofii życiowej) – funkcję motywującą powinny pełnić: a) samodzielnie
określony własny zakres odpowiedzialności (powstałby on w podstawówce), b)
świadomość konsekwencji unikania nauki (nabyta w podstawówce), i c) presja
środowiskowa (rodzina i rówieśnicy) - jeśli to by zawiodło, to danie
odpowiedniej nauczki należy pozostawić Bogu, który niezawodnie zadba o
wybicie z główki pasożytnictwa (nierychliwy, ale sprawiedliwy). Nauka
zawodu była by zorganizowana w pakiety konkretnych umiejętności. Każdy
pakiet umiejętności musi posiadać precyzyjne objaśnienie do czego jest
przydatny i jakie dalsze perspektywy otwiera. Bo pakiety umiejętności
zawodowych tworzyły by system wzajemnych zależności (warunek opanowania
pakietów podstawowych, a następnie coraz bardziej zaawansowanych) - nie
powinno być żadnych pakietów "ogólnych" - same konkrety. Każdy
indywidualnie mógłby określać czy oprócz nauki wybranego zawodu chce się
uczyć czegoś dodatkowego, np. naukę dodatkowego zawodu, czy dodatkowych
umiejętności - to by zapewniło fantastyczną różnorodność specjalizacji i
faktyczne bogactwo intelektualne młodzieży. Jeżeli w trakcie nauki
napotykane były trudności niemożliwe do pokonania, to możliwa była by
zmiana specjalizacji, lub nawet zmiana uczonego zawodu - w ten sposób każdy
mógłby bez strachu podjąć próbę opanowania zaawansowanych umiejętności i
dopiero gdy to by się nie udało, można by kierunkować naukę na łatwiej
przyswajanych umiejętności. W szkole ponadpodstawowej "treści
humanistyczne" powinny być uwzględniane jedyne w charakterze usługowym do
głównego celu nauki zawodu - praktyce oznaczało by to, że język nauczany
byłby w zakresie koniecznym do rozumienia gotowych i poprawnego
sporządzania nowych listów i opisów technicznych (w naszych warunkach
wyłącznie po polsku i angielsku - nauka innych języków nie powinna być
finansowana przez resort edukacji (brzytwa Ockhama)). Nauka poprawnej
wymowy w języku polskim pozostawiona była by środowisku. Wymowa angielska
szkolona na dobrowolnie obieralnych, bezpłatnych zajęciach i to po
wykazaniu się samodzielnym, pamięciowym opanowaniem podstawowego słownictwa
i gramatyki angielskiej (bo o czym gadać z kimś kto w ogóle nie podjął
wysiłku opanowania podstaw). Pozostałe treści „humanistyczne” były by
dostępne w Internecie jako materiały do ewentualnego poczytania w domu –
jest to logiczne, bo: a) jest to jakaś "sztuka" nie podlegająca obiektywnej
weryfikacji (nie możliwe do obiektywnego przeegzaminowania), b) dotyczą
spraw indywidualnego wyboru i preferencji (jak się wydaje obecne
szkolnictwo jest z utajonego założenia opresyjne światopoglądowo, bo
tradycyjnie i za wszelką cenę lewackie). W każdej chwili powinna być
możliwość zmiany uczonego zawodu na inny.

Realizując w powyższy sposób szkołę ponadpodstawową załatwi się kilka
podstawowych spraw:

1.każdy w wieku 18 lat będzie miał wyuczony i wyszkolony kreatywny zawód
techniczny (opisany jasnymi wskaźnikami takimi jak procenty i punkty
problemowe z zadań kontrolnych). Dziś 18latek jest zielony jak trawka na
wiosnę bez pojęcia o jakimkolwiek rzeczywistym zawodzie i tylko trochę
lepiej jest po studiach.

2.uzmysłowienie problematyki pracy kreatywnej - nauka zawodu technicznego
przez realizację serii prac kontrolnych to prawdziwa szkoła życia gdzie jak
na dłoni widać najważniejsze cechy własnego intelektu (wydajność,
pomysłowość, wyobraźnię, inteligencję, pracowitość) - jest to ogromnie
wartościowe, bo odkrywać innych można dopiero po odkryciu siebie. Trudno
wręcz wierzyć, że obecnie znudzone miliony ślęczą nad nudnymi wymysłami
(literatura i produkty statystyki) jak najdalszymi od praktycznych
zastosowań i to w sytuacji gdy możliwości ulepszeń i ekspresji jest
nieskończenie wiele - to czysta schizofrenia edukacji w globalnej skali (w
ogóle ktoś to leczy????).

3.odpowiedź na zmianę sytuacji intelektualnej - po 2000 roku nastąpiła w
Polsce dramatyczna zmiana sytuacji na polu intelektualnym. Internet stał
się powszechnie dostępny. To rzeczywisty przełom na miarę wynalezienia
pisma. Proponowany przeze mnie model szkolnictwa stanowi odpowiedź na to
wyzwanie.

4.opanowanie zawodu technicznego było by doskonałą "otrzeźwiałką" dla
młodych ludzi i dobrym zabezpieczeniem antydewiacyjnym całego narodu - tak
na prawdę cały postęp cywilizacyjny prawie wyłącznie pochodzi ze sfery
techniki opartej na matematyce, a reszta (wyłączając robotników) to
przeżuwacze często ze szkodliwym wpływem, bo uzurpują sobie uwzględnianie
ich fantastycznych urojeń przez innych ludzi

5.każdego zawodu uczono by od zera, czyli każdy kierownik miałby pojęcie o
pracach realizowanych na szczeblach pośrednich między robotnikiem a
kierownictwem (nie widzę powodów by możliwe było by kierowanie zespołami
przez "laików" w danej dziedzinie). Nauka umiejętności kierowania danymi
zespołami roboczymi mogła by być warunkowana zdobyciem określonych
umiejętności z minimalnym stopniem ich opanowania (np. min. 85% i określone
ilości punków problemowych) przy jednoczesnym warunku szybkości zdobytych
umiejętności (to by dawało pojęcie o wydajności w pracy zawodowej).

6.faktycznie umożliwia się osiąganie dużo większego mistrzostwa w opanowaniu
danego zawodu, bo możliwe było by dłuższe jego poznawanie (niż standardowe
3-5lat) – nie widzę problemu by przy dobrych wynikach nauki po owych 6
latach kontynuować naukę zawodu przez kolejnych 3-6lat – prawdopodobnie
dało by to pracownika o wiedzy i umiejętnościach znacznie przekraczających
dzisiejszych magistrów.

7.zapewni się faktyczną różnorodność intelektualną społeczeństwa – wczesna
specjalizacja i indywidualizacja wiedzy, umiejętności i zainteresowań

8.zapewni się faktyczną możliwość wyboru, czy chce się dalej uczyć, czy
pracować. I nie był by to wybór między łopatą, a ławką uniwersytecką.
Człowiek po ukończeniu jakiegoś kursu Meta-Szkoły miałby zdecydowanie
wyższy stopień świadomości niż ktoś po ogólniaku. Docelowo bym widział, że
po osiemnastce każdy by pracował i równolegle się uczył. Jednak, by coś z
tego było trzeba wy rozpowszechnić prace na po 5h dziennie by jeszcze 5h
można było przeznaczać na naukę lub inną pracę (bo możliwe, że ktoś
chciałby techniką udarową czyli fizyczną harówką zapracować sobie na
nirwanę). Praca po 5h dziennie stwarza zdecydowanie większe możliwości
rozwoju niż praca po 8h dziennie. Możliwości dalszej nauki były by otwarte,
jednak mogły by być bardziej zniechęcające niż dzisiaj, bo konkurencja była
by większa niż obecnie. Chodzi o to, że by uzyskać (w porównaniu do innych)
wysoki poziom umiejętności intensywna nauka i trening mógłby trwać
zdecydowanie dłużej niż 3 lata. Jednak wydaje Mi się, że wysoka
specjalizacja jest czymś normalnym.

9.wysoka specjalizacja była by sensowną odpowiedzią na rozwój wiedzy
praktycznie weryfikowalnej (dziedziny techniczne)

10.skończyło by się idiotyczne i niezwykle demoralizujące ślęczenie w
ławkach, czyli trwające 13 lat kształcenie ogólne (czyli w praktyce żadne)
i zastąpione by to było tym o co naprawdę chodzi – nauką konkretnego
zawodu. Oczywiście to nie wystarczy by skończyło się ślęczenie w ławkach,
bo jest konieczna całkowita zmiana funkcji szkoły ponad podstawowej (takie
jak proponowałem powyżej)

11.Indywidualny charakter tej nauki zapewniłby optymalne wykorzystanie
zasobów ludzkich – bo można by wspólnie korygować zakres i charakter nauki

Powyższy model szkół podstawowych i ponadpodstawowych nie wyklucza wcale
możliwości istnienia prywatnych mutantów robionych na obecną/współczesną,
edukacyjną, katolicką, polską modłę. Tyle, że nie powinny takie mutanty być
finansowane z publicznego budżetu. Pozostaje jednak problem moralny, czy
rodzice powinni mieć prawo do wysyłania dzieci do takich zmutowanych szkół
jak obecne polskie szkoły, czy może wybór powinien dotyczyć jedynie szkół
ponadpodstawowych.

Czynniki przeciwne postępowym zmianom:

1.myślenie, że dzieci są za głupie by podejmować decyzje kim chcą być – no
ale skąd mają to wiedzieć, gdy w podstawówkach nie mówi się słowa o tym jak
wygląda prawdziwa praca w różnych zawodach. Poza tym kiedy będą gotowe by
podejmować decyzje – na starość?

2.przywiązania do obecnego sztywnego, sztucznego i szkodliwego podziału
edukacji na szkolną i wyższą, czyli:

3.hierarchia stopni naukowych ważniejsza od skutecznej edukacji,

4.stosowanie dzienników papierowych - jest to jakiś argument przeciw
wprowadzaniu doskonałych ocen procentowych zamiast liczbowych. Jednak nie
wydaje Mi się, by dzienniki w podstawówce były do czegokolwiek potrzebne.
Bo są dwa przypadki stawiania stopni: a) za odpowiedź i aktywność na
lekcji - tak na prawdę te stopnie w ogóle nie powinny być brane pod uwagę
przy wystawianiu ocen etapowych (końcowych), bo niby o czym one świadczą? i
niby jak one się mają do nieocenianych w ten sposób uczniów? Bo nie można
odpytać wszystkich z tego samego materiału. A za aktywność stawia się
jedynie pozytywne stopnie i właściwie jak mierzyć aktywność na lekcji? Tak
więc najlepsze są "wejściówki", "klasówki" i egzaminy - bo one dają jakieś
pojęcie o pracy każdego ucznia. Drugi rodzaj ocen to: b) prace pisemne
oddawane przez wszystkich w klasie - te oceny wystawia się w komfortowych
warunkach gdzie jest dostępny sprzęt komputerowy, więc żadnej nadzwyczajnej
infrastruktury nie trzeba, kwestia bezpieczeństwa jest czysto techniczna i
już dobrze dopracowana, w końcu jakoś mBank działa (nic nowego nie trzeba
wymyślać - z punktu widzenia techniki elektroniczny system prowadzenia
dzienników jest banalny).

5.pielęgnowane z religijną nabożnością idiotyzmy w stylu masy „wartości
humanistycznych” (faktycznie humanistycznych pomyjów) które pompuje się
całymi latami bez uświadomienia faktycznego celu tego ogłupiającego
działania. Faktycznie to rozwój uczuciowy powinien pozostać w sferze
indywidualnej a nie instytucjonalnej. Rozwój zdolności językowych i tak
musi się dokonać indywidualnie, bo jeśli ktoś sam nie przeczyta
odpowiedniej ilości książek w języku polskim, to nie będzie się normalnie
mógł wyrażać w tym języku. By umożliwić wypracowanie standardów moralnych
konieczne jest zaprezentowanie praw moralnych i wskaźników moralnej
poprawności (czyli totalizmu). Szczytem idiotyzmu jest zastępowanie
egzaminów wstępnych egzaminami końcowymi, tu perłą w koronie idiotyzmu jest
matura, a zwłaszcza matura z polskiego (Ktoś wie jakie są kryteria oceny? I
wie ktoś dlaczego są te kryteria nie są uświadamiane maturzystom? - Skąd
ludzie mają wiedzieć co jest oceniane? - Wiecie, że są specjalne formularze
w formie tabel w których punktuje się wybrane cechy "pisemnego tworu"
wyprodukowanego w ciągu 5 godzin egzaminu z polskiego? (dopiero na
podstawie sumy punktów wystawia się ocenę))

7.pragnienie "ochrony praw autorskich" - jako argument nie udostępniania
publicznie materiałów edukacyjnych z zakresu szkolnictwa wyższego. W
praktyce to szyderczy idiotyzm bo niby za czyją kasę oni mają możliwość
opracowywania materiałów dydaktycznych? kto ich szkolił? Z resztą te
indywidualnie opracowywane materiały są zazwyczaj w żenującej formie i
jakości (np.: często z obrazkami z napisami w obcych językach - normalnie
obciach). Faktycznie to chodzi jedynie by móc kasować za godziny ględzenia
przed audytorium. To jest powszechne nawet na politechnice, która
teoretycznie powinna być ostoją racjonalizmu.

8.małpowanie zagranicznych wzorców w edukacji (i w ogóle w organizacji
państwa),

9.presja międzynarodowa – analogicznie skostniałe i zmutowane systemy
edukacyjne na świecie – zwłaszcza gdy się dąży do zgodności systemowej w
kwestiach edukacji.

z totaliztycznym salutem
Jax

PS1. Dla tych co nie wiedzą co to jest Totalizm i czym są prawa moralne to
polecam: http://www.totalizm.org/totalizm_pl.htm.
A jeśli ktoś chce dojść do samego sedna od razu to polecam poczytać
o "prawie drabiny partnerskiej" w tomie 5 na stronie 101:
http://www.totalizm.org.pl/1_5_pdf/15p_05.pdf, oraz o "wskaźnikach moralnej
poprawności" w tomie 6 na stronie 27:
http://www.totalizm.org.pl/1_5_pdf/15p_06.pdf. Są to tomy monografi 1/5
autorstwa prof. Jana Pająka.

PS2. Jakkolwiek powyższe sam wymyśliłem w październiku 2008, to gdy to
opracowywałem przypomniały Mi się wspomnienia, z czasów kiedy żyłem
w "wolnej supercywilizacji dobra" (czyli totaliztycznej - zaawansowanej
moralnie i technicznie). Przytoczę tu to co dotyczy edukacji:

Był tam realizowany przymus nauki w dzieciństwie - odpowiednik proponowanej
przeze Mnie 6 letniej szkoły podstawowej. Z tym że nie wiem ile trwała tam
przymusowa nauka. Jak jeszcze nie byłem zbyt doświadczony w szkolnych
niuansach zdarzył Mi się sprawdzian za który dostałem 60, przez moment
myślałem że to dużo, ale uświadomiono Mi, że można było dostać 100 (i
więcej), to była otrzeźwiająca wiadomość. W trakcie trwania nauki miałem
negatywne nastawienie do obowiązku szkolnego, pocieszałem się, że
niezadługo on potrwa. Szokiem było dla Mnie (i kolegów) oświadczenie (kogoś
z kadry nauczającej), że ci co decydowali o wprowadzeniu przymusu nauki
sami chcieli by w przyszłości (w kolejnych życiach) ktoś też ich zmusił do
nauki rzeczy podstawowych. Miałem negatywne nastawienie do tej edukacji,
mimo to raz za razem byłem wprawiany w podziw dla poziomu prezentowanej
wiedzy - przez mój nieuzasadniony sceptycyzm przebijało się przekonanie o
wysokiej wartości prezentowanej wiedzy. Ja tam dowiadywałem się takich
rzeczy, że w pełni świadomie ukrywałem wszystko przed moimi rodzicami, by
nie wyrzucali Mi zachowania sprzecznego ze szkolną nauką (stąd moje
zalecenie by rodzice byli informowani o przekazywanej wiedzy o prawach
moralnych). Namawiano Mnie tam bym sobie zdefiniował zakres
odpowiedzialności (świadome i szczegółowe zdefiniowanie swojej postawy
życiowej) i bym go realizował, ale byłem głupio butny i wiele lat straciłem
zanim na poważnie zająłem się rozwojem osobistym (po czterdziestce) - w tym
życiu nieco wcześniej doszedłem sam do wniosku o konieczności zdefiniowania
swojego zakresu odpowiedzialności. Po tym jak jesienią 2008 rozpracowałem i
dopracowałem sprawę/problem osobistej postawy na co dzień (eliminacja
marnotrawstwa, zakres odpowiedzialności, priorytety, produktywność)
przypomniało Mi się, że moje obecne wnioski są identyczne do tego do czego
namawiano Mnie w poprzednim życiu w zaawansowanej cywilizacji dobra -
oznacza to, że jesteśmy w stanie stosować w życiu osobistym takie same
metody jak super zaawansowane cywilizacje dobra.

[w dzieciństwie uczucie zalewania nieogarnialną wiedzą]
Tam był swobodny dostęp do wiedzy i gdy tylko zacząłem szukać informacji z
jakiejś dziedziny to miałem uczucie zalewu informacyjnego. Doprowadziło to
do tego, że zupełnie nie wierzyłem w możliwość uzyskania stanu kumacji w
jakiejkolwiek dziedzinie. W końcu zrezygnowałem całkowicie z nauki
czegokolwiek.

[wzbudzanie nirwany rezonansowej przez dzieciaki w szkole]
Jak pisałem były tam draki szkolne. Chyba sztandarową była nirwana
rezonansowa w tłumie. Polegało to na tym, że w jakimś pomieszczeniu
zbierała się grupa dzieciaków i zaczynała głośno śpiewać określoną pieśń.
Nie wiem jednak jaką i jak długo trzeba było ją śpiewać by wzbudzić w sobie
nirwanę, nie wiem też jakie konkretnie było to uczucie (ale było raczej
bardzo przyjemne). To nie działało w otwartym terenie. Tak więc była to
jakby ich wersja naszej anfetaminy tyle, że bardziej wyrafinowana i
nieszkodliwa dla ciała. Oczywiście najlepszymi pomieszczeniami do
wzbudzania tej nirwany rezonansowej były szkolne sale. Nauczyciele
uświadamiali uczniów, że taka niezapracowana nirwana jest karana przez
samego Boga i nie warto tego robić. Trudno jednak powiedzieć czy tego typu
ekscesy były głównym problemem w tamtejszych szkołach. Tym nie mniej jestem
pewny, że tamtejsi nauczyciele podchodzili do każdej anomalii niezwykle
drobiazgowo i badali działania wszystkich uczestników i świadków każdego
zdarzenia. Nie po to by później ich truć psychotropami, ale by ustalić
rzeczywiste powody zdarzenia i żeby dostarczyć rozwiązań jednostkowych
każdemu kto zachował się niewłaściwie. Raczej logicznym jest, że w toku
takich nauczycielskich badań mogło dochodzić do wniosków o konieczności
nowych rozwiązań systemowych.

[w szkole pokój do przesłuchań dzieci]
Dzieciaki uczestniczące w drace/awanturze szkolnej były wzywane na rozmowę
do specjalnego pokoju (mały chyba cały w czerni). Rozmowa była z
pojedynczym uczniem ale z dwoma nauczycielami. W tym pokoju było słychać
myśli i to nie tylko z momentu gdy się tam siedziało, ale również było
słychać późniejsze myśli które ktoś sobie myślał o chwili gdy tam był (to
kolejna poszlaka wskazująca, że myśli przenikają czas i przestrzeń).
Słyszenie myśli tam Mnie kręciło, ale dopiero gdy tam dorosłem dostałem
sprzęt do słyszenia myśli (najpierw było to duże urządzenie do noszenia
przy czole, a potem dałem się namówić na wszczepienie implantu w mózg). Ja
ten sprzęt dostałem, bo wzbudzałem negatywne uczucia u innych ludzi (nie
wiem czy ktoś poza Mną używał takie urządzenie). Gdy dostałem ten sprzęt
całkowicie się w nim zakochałem i nawet nie obchodzili Mnie ludzie którzy
generowali podsłuchiwane przeze Mnie myśli (to była taka moja wersja
Harpagona/skąpca zakochanego w szkatułce). W tym małym czarnym pokoju
nauczyciele wypytywali o to powody takiego, a nie innego zachowania.
Początkowo trochę Mnie szokowało jak oni mogą to wszystko wiedzieć, choć
ich nie było w miejscu zdarzenia (kiedyś Mi to wyjaśnili). Raczej te
rozmowy były grzeczne, ale i tak doszedłem do takiego stanu, że nie
chciałem już o nich słyszeć.

[odnośnie momentu wyboru zawodu]
[Prawdopodobnie po przymusowej szkole podstawowej.] Postawiono Mnie przed
koniecznością wyboru zawodu. Rozmawiałem na ten temat z rodzicami. Mówiłem
bezradnie: "Nie wiem co mam wybrać. Jestem za mały by pracować.", a
oni: "Jak będziesz duży to będziesz już miał zawód.", a ja "Nie wiem co mam
wybrać.", oni: "Miałeś [o tym] na zajęciach."

[nazwa Meta-Szkoła]
Tam wyraźnie nas uświadomiono, że po pierwszym etapie nauki (o charakterze
ogólnym) czeka nas kolejny etap o odmiennym charakterze
zwanym "meta-szkołą". Czyli szkołą w której pracuje się indywidualnie,
według dostarczonego planu i samemu zdobywa się wiadomości i samemu się
realizuje program, a meta-szkoła jedynie dostarcza tego co nie jest możliwe
(albo celowe) do zrobienia w domu (w szczególności dostarcza funkcji
certyfikującej).

Po zakończeniu obowiązkowej nauki (czyli etapu ogólnego/podstawowego)
nawiązałem kontakt (nie wiem czy na drodze formalnej, czy nieformalnej) z
przewodnikiem/doradcą/liderem/mistrzem który chciał Mi pomóc w rozwoju
osobistym. Jednak tylko częściowo wykonywałem jego zalecenia, często
popadałem w lenistwo, ale sumienie Mnie gryzło, robiłem to co miałem do
zrobienia i wracałem do mojego doradcy by podjąć dalsze wysiłki edukacyjne
(jednak nie wiem jaki miały one charakter - czyli nie mam pojęcia czy
pomagał Mi w nauce zawodu, czy w zdobywaniu "wiedzy ogólnej"). Cechą
tego "doradcy" była pasywność - nie starał się zmuszać Mnie do niczego. Ale
był szczery - twierdził np. że on tak się stara [być dobrym]
[nauczycielem], że kiedyś będzie miał lepszych [uczniów] [ode Mnie]. Czyli
miał świadomość prawa/algorytmu drabiny partnerskiej - na szczęście My też
już to wiemy. I faktycznie (chyba po latach, kiedy już nie był
moim "edukacyjnym przewodnikiem") nastąpiła sytuacja kiedy mówił Mi, że nie
może ze Mną rozmawiać, bo się spieszy do [pracowitych/dobrych] [uczniów]
(piszę w [] sens mojego wrażenia, kiedy nie wiem jakich konkretnie słów
użyto, bo niekiedy dysponuję jedynie końcowym wrażeniem/wnioskiem po danej
sytuacji). Drugą cechą mojego nauczyciela/przewodnika/lidera było to, że
mówił Mi wyłącznie o sprawach naukowo dowiedzionych. Zdarzyła się sytuacja
gdy powiedział, że nie zna odpowiedzi na moje pytanie, wtedy zacząłem go
naciskać by powiedział jaka jest jego własna opinia. Wtedy się
zdenerwował/oburzył i powiedział, że nie będzie Mi mówił tego co nie
udowodniono. Taka powinna być postawa prawdziwego nauczyciela! - fakty
zamiast wygłaszania fantastycznych teorii i siania demoralizującego zamętu
w śród dzieci i młodzieży - rozmyślania nad sprawami nieudowodnionymi, to
sprawa drugorzędna w porównaniu do zagospodarowania już zdobytej wiedzy.
Mimo wszystko udało Mi się dotrzeć do takiego momentu edukacji, że
mój "doradca" stwierdził, że dalej już nie może pełnić swojej roli, bo jego
kompetencje nie dotyczą bardziej zaawansowanych spraw niż te które Mi
przekazał. Przypomniało Mi się, że nie lubiłem zmieniać swojego
edukacyjnego opiekuna/przewodnika/nauczyciela. Odnośnie certyfikacji
umiejętności to było tam tak jak proponuję powyżej, czyli kilka
niezależnych inspekcji każdej pracy kontrolnej/dyplomowej - wtedy to mnie
nużyło i niecałkiem rozumiałem czemu tak przebiegał proces certyfikacji. To
ostatnie wrażenie (z poprzedniego życia) przypomniało mi się już po tym jak
to wymyśliłem (grudzień 2008) i na podstawie tego widać, że pewne sprawy
możemy rozwiązywać na poziomie znacznie bardziej zaawansowanych cywilizacji
(pomimo, że jest źle, to my też już mamy powszechnie dostępne komputery,
Internet i dobre podstawy filozoficzne czyli totalizm).

[odnośnie mojej postawy podczas certyfikowania]
Jak już pisałem męczyły mnie powtarzające się inspekcje każdej mojej pracy
kontrolnej/dyplomowej. Te inspekcje odbywały się przy otwartej widowni.
Zwykle na widowni było kilka osób które przychodziły i gdy im się znudziło
to wychodziły. Ta widownia dodatkowo Mnie osłabiała. Pewnego razu przy
kolejnej inspekcji coraz bardziej byłem poirytowany, ze znowu muszę gadać i
wyjaśniać to samo. W końcu się zdenerwowałem i się wydarłem na inspektora.
Z widowni było słychać głosy dezaprobaty. Inspektor był niewinny bo tylko
normalnie się pytał o kolejne sprawy.

[odnośnie opinii na mój temat]
[nie wiem czy poniższe stało się w związku ze sprawą opisaną w poprzednim
akapicie]
Rozmawiałem z tamtejszymi "lokalnymi liderami społecznymi" (tak ich zazwałem
ale nie wiem jakie mieli uprawnienia decyzyjne i nie wiem jakie mieli
możliwości wsparcia). Oni stwierdzili "Stwierdziliśmy, że nie rokujesz". Ja
nie byłem zbyt rozgarnięty na tamtym etapie i po chwili
konsternacji niepewnie zapytałem: "Nie rokuję, ale czego?".
Usłyszałem: "Nadziei. Nie rokujesz nadziei". Wtedy poczułem smutek i
żałość. Ale na razie nie wiem co się stało później.

(tak nawiasem mówiąc: jestem trochę niepocieszony mając świadomość, że
problemy motywacyjne ciągną się za Mną od wielu żyć - one powodują
niezadowalające zdolności umysłowe - nie wiem kiedy będę w stanie w
wyobraźni projektować kompletne rozwiązania techniczne, podobnie jak to
czynił Tesla - on w ogóle nie potrzebował komputera by projektować i
testować urządzenia, a Mi z wysiłek sprawia nawet jednoczesne wyobrażenie
kilku liter tworzących wyraz).
Romik
2009-01-11 19:51:17 UTC
Permalink
Post by Jax
W 1563 r. ustalono, że tradycja Kościoła jest ważniejszym źródłem objawienia
od Słowa Bożego. Podobno dla lekarzy ważniejsze jest leczenie niż
wyleczenie.
<..>
A serduszko kupiłeś?
R

Loading...